czwartek, 14 listopada 2013

Pożegnanie z wyspą

Najwyższy klif… Madery

Cabo Girao należy do absolutnej czołówki atrakcji turystycznych Madery, figuruje on w folderach i na stronach internetowych promujących wyspę, jako drugi najwyższy klif Europy. Niespecjalnie zgadza się to z rzeczywistością, bo bez problemu znajdzie się kilka miejsc mierzących więcej niż jego 589 m., choćby Preikestolen w Norwegii. Nie ma jednak żadnych wątpliwości co do jego dominującej pozycji w tej kategorii w obrębie wyspy.

Wysokość klifu nie jego jedynym atutem. Od 2012 turystów przyciąga na jego szczyt taras ze szklaną podłogą; brzmi przerażająco ale wcale takie nie jest, chyba że ktoś cierpi na potworny lęk wysokości. W chwili gdy to piszę atrakcja ta jest za darmo, ale podejrzewam, że mocno dotknięci przez kryzys Portugalczycy mają w planach wykorzystanie popularności tego miejsca do celów komercyjnych, bo w jego bezpośrednim sąsiedztwie buduje się coś co przypomina centrum turystyczne.


"Przerażająca", szklana podłoga tarasu

 Funchal od klifu dzieli kilkanaście kilometrów, także dojazd tam zajął mi niewiele ponad 15 minut. Trasa była banalnie prosta, bo jedyne co trzeba zrobić to udać się autostradą na zachód i wziąć odpowiedni zjazd, w dodatku jasno opisany. Ostatni, dwukilometrowy odcinek wiodący przez kilka wiosek na stokach gór, pomimo że stormy i kręty nie sprawił większych problemów.

Rzut Pionowy

Atrakcja w postaci tarasu nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, może to przez tłumy przewijające się dookoła, które nie dały nawet zebrać myśli. W sumie bardziej moją uwagę przyciągnęła panorama wybrzeża niż nowo wybudowany i tak mocno reklamowany obiekt, na którym mój pobyt trwał zaledwie kilka minut.


Rzut oka na wschód

...i zachód


Północ Madery - w poszukiwaniu starej 101-ki.

Jedną z planowanych jeszcze przed wylotem na wyspę atrakcji, miał być przejazd jednokierunkowymi resztkami starej trasy ER101 (Antigo Traçado ER101) na północy wyspy, biegnącymi dołem klifu przy samym, zazwyczaj szalejącym, morzu z regularnie pojawiającymi się wodospadami. Niestety planu nie udało się zrealizować, bo wszystkie jej odcinki zostały, zapewne ze względów bezpieczeństwa, zamknięte. Co mnie ominęło można zobaczyć na wideo.


Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, bo przy okazji tej wycieczki udało mi się zobaczyć północną część wyspy. Odrobinę też żałowałem, że nie zdecydowałem się tam udać wcześniej (był to ostatni dzień mojego pobytu), bo według mnie jest ona o wiele bardziej malownicza i imponująca, niż cukierkowe, usłane sztucznymi plażami południe.

W trasie


Terras do Andrade

"Wyspa" Janela przy ujściu rzeki o tej samej nazwie


Ledwo widoczne północne wybrzeże wyspy




Porto Moniz

środa, 13 listopada 2013

Atrakcje Rabaçal


Dolina Rabaçal, będąca częścią Parku Narodowego Madeira leży na północnym zachodzie wyspy i wyżłobiona została przez rzekę Janela (Ribeira da Janela). Pomimo iż jest znacznie oddalona od skupisk ludzkich, cieszy się dużą popularnością wśród piechurów przemierzających góry i klify wyspy. Magnesem dla ruchu turystycznego jest przede wszystkim tutejsza dziewicza przyroda, widoki obfitujące w liczne wodospady i zbocza porośnięte gęsto lasami, dzięki czemu można się poczuć jak w kraju Ameryki Południowej, nie ryzykując jednak bliskiego spotkania z drapieżnymi zwierzętami, lub kartelem narkotykowym.

Dolina Rabaçal

Pomimo że cel znajdował się zaledwie 44km od mojego hotelu, po raz kolejny wycieczka nie mogła obejść się bez emocji związanych z prowadzeniem samochodu przez górzyste tereny wyspy. W Funchal zaczęło się spokojnie, bo ulice rano puste, na autostradzie też luz. Ciekawiej zaczęło się robić po zjechaniu z głównej drogi prowadzącej na północ, przez Dolinę Sao Vicente w okolicach wioski Serra de Agua. Nagle droga zrobiła się kręta, stroma oraz nafaszerowana koleinami, do tego stopnia że rzadko można było sobie pozwolić na wrzucenie trzeciego biegu, szczególnie w moim przypadku, gdy ma się do dyspozycji samochód z mikrosilnikiem. Z tego wszystkiego tak skupiłem się na prowadzeniu, że umknęły mi przepiękne widoki doliny. Na szczęście po jakimś czasie udało mi się znaleźć miejsce postojowe na poboczu, także mogłem nadrobić zaległości, a nawet uwiecznić kilka z nich.


Wąska, lokalna droga wiodąca przez wioski rozproszone na zboczach góry kończyła się skrzyżowaniem z główną drogą ER110 prowadząca prosto do parkingu przy Rabaçal. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że najlepsza część programu zaczynała się tutaj. Pomimo że odcinek ten nie był tak wąski stromy i kręty jak poprzedni, jazda stała się jeszcze bardziej emocjonująca, bo trasa poprowadzona została wzdłuż zbocza stromej góry, toteż z jednej strony straszyła mnie kilkusetmetrowa przepaść, z drugiej strony skaliste zbocze, z którego nierzadko spadają głazy słusznej wielkości i co można wnioskować po miejscach ozdobionych okruchami szkła, czasami trafiają celu. Niezła perspektywa w przypadku utraty panowania nad pojazdem.

Tej jakości wspinaczka trwa dobre kilka kilometrów. Po objechaniu góry i dotarciu na wysokość 1500 m. mogłem podziwiać jedyny na wyspie płaskowyż Paul de Serra. Nitka drogi, dla odmiany, staje się tutaj idealnie prosta. Wreszcie można pozwolić sobie na odrobinę odpoczynku od machania wajchą.

Gdy dojechałem do Rabaçal parking okazał się prawie pusty, może dlatego że było jeszcze dosyć wcześnie jak na ruch turystyczny (czyli przed 10:00). Odtąd poruszałem się już na własnych nogach, a głównym celem miało być miejsce w którym 25 strumieni spływających z gór (25 Fontes) łączy się w 10 metrowy (chociaż na oko wydawał mi się wyższy) wodospad, a później kontynuuje podróż jako rzeka Agua Negra. Według informacji na parkingu do celu było 4.3 km, chyba w linii prostej, bo według moich pomiarów wyszło mi coś około 6 km.

Parking przy szlaku, to czarne to mój nieszczęsny małolitraż na wypożyczeniu

Ribeira de Alecrim nieopodal której przechodzi szlak

Szlak od samego początku idzie ostro w dół, pierwszym miejscem mogącym posłużyć za przystanek jest stary budynek (chyba byłe schronisko) wyposażony w toalety i oryginalne ławki piknikowe zbite z wysuszonych gałęzi. Toaleta sama w sobie też wygląda ciekawie. Do tego miejsca można podjechać autobusem, dalej jest się zdanym jedynie na własne nogi. 



Oryginalne miejsca piknikowe w Rabaçal

Podążając kilkaset metrów dalej czeka nas trudny wybór: możemy kontynuować wędrówkę do 25 Fontes, lub też odbić 1 km w bok aby rzucić okiem na stumetrowy wodospad Risco. Ja trzymałem się jednak pierwotnego planu trzymając się szlaku, który tym razem zmienił się w niekończące się schody, a później, wiódł wzdłuż kanału będącego częścią systemu nawadniającego suche południe wyspy, zwanego po portugalsku “Levadas”. Wędrówka wzdłuż “levad”, chociaż monotonna, nie jest zbyt wyczerpująca bo biegną one praktycznie na jednym poziomie, dlatego prawdopodobnie są tak popularne wśród organizatorów pieszych wycieczek. Projektanci oryginalnych akweduktów nie pomyśleli jednak o ruchu turystycznym, bo na betonowych brzegach kanału ledwo starcza miejsca dla jednej osoby, także czasami trzeba stosować ruch wahadłowy.
 

Levadas

Cel wyprawy -  25 Fontes 

“25 Źródeł” wyglądało dosyć skromnie u schyłku lata, spodziewałem się tego bo deszcze w tamtym tygodniu nie dopisały. Sama jednak wycieczka była bardzo przyjemna, miło było się powspinać wśród drzew chroniących przez silnym, letnim słońcem. W drodze powrotnej, posiadając jeszcze  skusiłem się jeszcze na obejrzenie wspomnianego wodospadu Risco, a później wyczerpany trzynastokilometrowym spacerem, skoczyłem na portugalskiego kurczaka z grilla (frango no churrasco) w zajeździe nieopodal parkingu.

Trochę zasypało szlak - nie śniegiem, ale efekt ten sam

Cascada de Risco

Trasa wycieczki