piątek, 9 sierpnia 2013

Gwóźdź (Igła) programu – Aiguille du Midi

Nadszedł długo oczekiwany dzień kiedy pogoda i jej prognozy wyglądały na tyle dobrze, żeby skorzystać z najbardziej osławionej atrakcji regionu, a być może i całych Alp. Chodzi tutaj o najwyższą kolejkę linową w Europie, wjeżdżającej jeszcze nie na dach Europy, czyli Mont Blanc, ale przynajmniej na jego strych, bo na wysokość 3777m., nieco poniżej szczytu „Iglicy Południa” czyli Aiguille du Midi (3842 m.).

Aiguille du Midi

Impreza nie należy do najtańszych, bo za dwudziestominutową podróż w dwie strony należy zapłacić €50, jednak emocje które sobie kupujemy są warte każdego centa. Będąca jeszcze w budowie stacja kolejki pomyślana jest na ilość pasażerów proporcjonalna do jego kalibru. Jako, że Chamonix odwiedziłem poza sezonem, nie była wypełniona nawet w 10% pomimo wyśmienitej pogody, także długo nie trzeba było czekać na wagonik zabierający wszystkich na szczyt. Chodzą plotki, że w sezonie czeka się nawet 2 godziny.

Będąca wtedy jeszcze w budowie stacja kolejki

Pierwszy etap podróży to wjazd na leżący na 2207m. płaskowyż Plan de l'Aiguille gdzie można przesiąść się do wagonika wjeżdżającego na szczyt góry, albo zrelaksować się w pobliskiej kawiarni i pozachwycać się widokiem będącymi jedynie przedsmakiem tego co czeka nas na szczycie. Okulary przeciwsłoneczne, najlepiej model “spawacz” Prady, są niezbędne już na tym etapie, bo światło odbijane przez śnieg jest bardzo silne, nawet przy pochmurnej pogodzie. Przy odrobinie szczęścia możemy poobserwować grupki świstaków, rezydujących w tej okolicy.

Plan de l'Aiguille z dołu





Bliskie spotkania ze świstakami

Kawiarnia - monopolista na płaskowyżu

Widoczki z Plan de l'Aiguille



Do Aiguille du Midi jeszcze daleko...

Po przesiadce czeka nas bardziej emocjonująca część podrózy, czyli wjazd (prawie) na szczyt “Igły”. Od pewnego momentu kąt podchodzenia robi się duży, że przestaje to przypominać podróż kolejką linową a staje się jazdą windą. Skok adrenaliny spowodowany wysokością, bujaniem oraz bliskością skalistej ściany gory da się jednak zagłuzyć nierealnymi wręcz, alpejskimi widokami. Wjazd trwa niecałe 10 minut, chociaż dla niektórych może to być najdłuższa podróż w życiu, pomocne w jej przetrwaniu może być coraz bardziej rozrzedzone powietrze, które skutkuje wrażeniem bycia na lekkim haju.




Stacja końcowa Aiguille du Midi robi ogromna wrażenie swoim rozmachem. Nie jest to jedynie przystanek dla kolejek z tarasem widokowym, a cały, ogromny kompleks z restauracją, sklepami, balkonami na różnych wysokościach, muzeum alpinizmu a wszystko to połączone jest tunelami wykutymi skale i lodzie.

Na schodzenie wszystkich balkonów i tarasów potrzebowałem około dwóch godzin, aczkolwiek nie jestem pewien czy udało mi się zaliczyć wszystkie z nich. Nie radzę przemieszczać się po kompleksie za szybko, bo zmniejszona ilość tlenu w powietrzu może dać o sobie znać, nawet w przypadku silnego organizmu (to o mnie). Szczególnie wyraźnie czuć to na schodach.

Widok zaraz po opuszczeniu kolejki - wielkie odśnieżanie


Chamonix

Do zdobycia szczytu brakuje 65 metrów

Mont Blanc z uroczą chmurką


Wieszczek - bardzo towarzyski ptak, prawie dał się pogłaskać


Tunele w lodzie

Kolejka na stronę włoską do Pointe Helbronner, niestety nieczynna


Mostek dla odważnych

Nie wolno zapominać o centralnym punkcie obiektu, czyli o ścisłym szczycie Aiguille du Midi. Aby na niego dotrzeć, musimy wspiąć się następne 65m, tym razem prawdziwą windą. Stąd rozpościera się niepowtarzalny widok na dolinę Chamonix, jednak o wiele większymi obiektami pożądania dla turystów są alpejskie czterotysięczniki, a między nimi Mont Blanc. Według prognozy pogody, na szczycie można było się spodziewać temperatury pomiędzy -3 a -20 st C., także czapki, rękawiczki i inne zimowe rekwizyty poszły w ruch zaraz po opuszczeniu windy Okazało się to zupełnie niepotrzebne, bo w pełnym słońcu kompletnie nie czuć zimna.





Oszałamiające widoki z górnego tarasu...

...i raczej skromny Mont Blanc


Gdy zmęczenie da już o sobie znać, możemy udać się do będącej częścią kompleksu kawiarni i restauracji po świeżą dawkę kalorii. Ja skusiłem się na moją ulubioną pomidorówkę, będącą wtedy zupą dnia. Z całym szacunkiem do kuchni francuskiej, muszę z przykrością stwierdzić, że to co mi podano, było profanacją dobrego imienia zupy pomidorowej...




Kopia dla tych, których jutup nie lubi:

Wjazd na Aiguille du Midi from wrozjazdach.blogspot.com on Vimeo.


Aby zobaczyć więcej zdjęć odwiedź moje konto na KOLUMBERZE

---LO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz